Wolni Trzeźwi

WOLNI, BO TRZEŹWI

...

Logo Apostołowie Trzeźwości

Droga Krzyżowa "Ku trzeźwości z Kościołem"

Droga Krzyżowa Ku trzeźwości z Kościołem, którą opracowała s. Ewa Stolarek, służka NMPN, ukazała się w tegorocznym „Apostole Trzeźwości. Vademecum 2023”.

query_builder 2023-02-22
Droga Krzyżowa "Ku trzeźwości z Kościołem"

Wstęp

Chrystus zapowiedział, że zbuduje Kościół, którego bramy piekielne nie przemogą. Zapowiedział tym samym, że będą ataki na niego, siły piekielne będą uderzać, ale go nie zwyciężą. W ostatnim czasie doświadczamy szczególnie zaciekłych ataków szatana. Atakuje wszystko, co Boże, co święte, co dobre. Ludzkość, Kościół, człowiek nieustannie doświadcza uderzeń złego, ale złączony z Chrystusem, który zwyciężył piekło, zło, szatana, nie musi się lękać przegranej, bo zwycięstwo jest po stronie Boga. On w swoim Synu, Jezusie Chrystusie, przez wcielenie, mękę, śmierć i zmartwychwstanie dokonał dzieła zbawienia, a my wszyscy jesteśmy wezwani, aby swoim życiem dopełnić to dzieło, przyjąć je i innych doprowadzić do niego.
Rozpoczynamy Drogę Krzyżową, która była punktem kulminacyjnym Chrystusowego zwycięstwa. Ona wciąż trwa. Szedł nią Jezus, szły nią pokolenia ludzi, idą nią ludzie nam współcześni, idziemy nią my sami. Drogę tę wciąż znaczą te same wydarzenia i stacje. Wzywamy zatem świadków ludzkiego niesienia krzyża i prosimy, by dali świadectwo swoich trudów, upadków, zwycięstw i z martwych powstawania. Niech rozważanie tej Drogi Krzyżowej będzie naszą modlitwą w intencji wszystkich uzależnionych, wszystkich rodzin borykających się z uzależnieniem najbliższych i w intencji wszystkich troszczących się o trzeźwość. Ku tej wielkiej sprawie, ku trzeźwości chcemy iść razem z Kościołem, którego bramy piekielne nie przemogą.

Stacja I. Pan Jezus przez Piłata skazany na śmierć

Znacie mnie. Jestem Piłat. Wydałem wyrok na Jezusa, ale chciałem okłamać siebie i innych, że nie jestem winien Jego śmierci. Umyłem sobie ręce na znak, że nie mam z tym nic wspólnego. Dzisiaj żyję w wielu ludziach. Za wszystkie swoje nieszczęścia oskarżam Boga i innych. Nie chcę uznać, że to ja sam podejmuję decyzję. Zawsze uważam, że to inni są winni, że sięgam po kieliszek, że uciekam z domu, że nie troszczę się o swoje życie duchowe i moich bliskich. Jest tyle powodów, by siebie usprawiedliwić, a oskarżyć innych. A przecież to ja wydałem wyrok i nadal go wydaję, gdy popełniam grzech, gdy niszczę własne i innych życie.
Członkowie Kościoła, którego bramy piekielne nie przemogą, módlcie się za mnie, współczesnego Piłata.

Stacja II. Pan Jezus bierze krzyż na swoje ramiona

Jestem stolarzem. To ja wykonałem krzyż. Zrobiłem to dla pieniędzy. Nie wymagał większego wysiłku, a zarobek był niezły. Wiedziałem, że na krzyżu ktoś umrze, ale wygoda i pieniądze były ważniejsze. Nie myślcie, że dzisiaj minęła już era krzyży. Ja nadal je wykonuję, gdy nie chcę podjąć walki o godne życie, ale uciekam w to, co wygodne, co nie kosztuje wysiłku. Przecież łatwiej wypić i czuć się zwolnionym ze wszystkiego niż podejmować codzienną pracę, aby zarobić na godne życie swoje i swoich bliskich. To nic, że gotuję przez to krzyż swoim najbliższym. Mój egoizm tak bardzo często zwycięża.
Członkowie Kościoła, którego bramy piekielne nie przemogą, módlcie się za mnie, współczesnego wyrobnika krzyży.

Stacja III. Pan Jezus pierwszy raz upada pod ciężarem krzyża

Przy tej stacji wsłuchajmy się w świadectwo człowieka uzależnionego. Spisał je osobiście, aby było odczytane podczas tej Drogi Krzyżowej.
„Jestem Kazimierz alkoholik. Przez alkohol upadłem bardzo nisko, ale Bóg mnie podźwignął i dzisiaj świadczę o Jego przebaczającej i dźwigającej mnie miłości. Moje uzależnienie zaczęło się 30 lat temu. Piłem coraz więcej, aż sięgnąłem dna duchowego i moralnego. Odwróciłem się całkowicie od Boga, ale też od siebie, bo miałem w tym czasie dwie próby samobójcze.
Doszedłem do takiego stanu, że byłem gotowy do wielu złych rzeczy, aby tylko zdobyć alkohol. Naciągałem tych, którzy oferowali mi pracę, wynosiłem z domu różne rzeczy, aby je sprzedać na alkohol, kilkakrotnie ukradłem z domu pieniądze. Straciłem zaufanie u mojej rodziny. Do podjęcia walki z nałogiem w bardzo dużym stopniu skłoniła mnie niechęć do dotychczasowego życia. Nie wiedziałem, jak podjąć tę walkę, bo nic na temat choroby alkoholowej nie wiedziałem. Z pomocą przyszedł lęk przed utratą zasiłku. Abym mógł go nadal otrzymywać, postawiono mi warunek, że co miesiąc będę zgłaszał się do poradni leczenia uzależnień i będę stamtąd przynosił do urzędu zaświadczenie. Po kilku wizytach, za dobrą radą terapeutki, zgłosiłem się na odwyk.
Nie piję już kilka lat. Nie zawsze było łatwo wytrwać. Dopiero, gdy zerwałem relacje z kolegami, z którymi wcześniej się spotykałem, powoli stawałem się mocniejszy. Jeżeli nie muszę, nie chodzę do sklepu, unikam miejsc, w których wcześniej piłem, nie kupuję i nie polewam alkoholu. Było trudno, ale dzięki wielkiemu wsparciu, dałem radę. Bardzo duże wsparcie mam w grupie, na którą chętnie chodzę. Poprawiła się też moja relacja z Bogiem. Staram się w każdą niedzielę i święto uczestniczyć we Mszy świętej i przyjmować Komunię świętą. Spotkania w grupie uważam za darmowe studia, gdyż dzięki nim mogę wieść życie godne dziecka Bożego.
Dzisiaj dziękuję Wam wszystkim, którzy swoją modlitwą wspieracie takich jak ja, abyśmy mogli powstać i trwać na drodze trzeźwości. Dziękuję Bogu za sakramenty i za wszystkie łaski, którymi mnie dźwigał.
Członkowie Kościoła, którego bramy piekielne nie przemogą, módlcie się nadal za mnie i za osoby uzależnione, które trwają w trzeźwości i te, które nadal pozostają w sile nałogu, aby kiedyś też mogły powstać”
.

Stacja IV. Pan Jezus spotyka swoją Matkę

Jestem Matką. Tylko ja wiem, co znaczy widzieć cierpienie Syna. Tylko ja wiem, ile jest bólu w sercu każdej matki, patrzącej na zniewolone alkoholem dziecko. I tylko ja wiem, co znaczy bezsilność wobec całego zła, które sprzysięga się przeciw słabemu człowiekowi. Kto zrozumie ból matki i odciągnie syna od picia, nie poda mu kieliszka, zachęci do trzeźwości? Tyle osób świadomie lub nieświadomie przyczynia się do tragedii matek, żon, dzieci. Tyle stwarzanych okazji, aby postawić alkohol, aby zachęcać do jego picia. Czy nikt nie widzi boleści mojej i mojego Syna?
Członkowie Kościoła, którego bramy piekielne nie przemogą, módlcie się za mnie, współczesną matkę skazanego na śmierć uzależnionego dziecka.

Stacja V. Szymon z Cyreny pomaga Panu Jezusowi dźwigać ciężki krzyż

Mam na imię Szymon. Pochodzę z Cyreny. Mam dwóch synów – Rufusa i Aleksandra. Wcale nie chciałem pomagać Jezusowi. To wstyd stać obok skazańca i nieść z Nim krzyż. Dopiero później zrozumiałem, że warto, że robię to dla siebie i dla moich dzieci.
Dzisiaj żyję we wszystkich, którzy świadomie podejmują abstynencję, aby stanąć obok tych, co dźwigają krzyż uzależnień i chcą im pomóc. Żyję też w tych, którzy podejmują abstynencję, aby uchronić swoje dzieci przed ciężkim krzyżem zniewolenia. Czasem, podobnie jak wtedy, gdy niosłem krzyż Jezusa, wytykają mnie ludzie palcami i śmieją się, że jestem mięczak, bo się nie napiję. Ja jednak wiem, że warto zrezygnować nawet z picia przyjemnego, aby pomóc innym zrezygnować z picia, które jak ciężki krzyż przygniata ich i ich najbliższych.
Członkowie Kościoła, którego bramy piekielne nie przemogą, módlcie się za mnie, współczesnego Szymona, abstynenta.

Stacja VI. Weronika ociera twarz Pana Jezusa

Nadali mi imię Weronika, czyli prawdziwa ikona, prawdziwe oblicze. Pamiętacie, otrzymałam to oblicze na chuście, którą otarłam twarz Jezusa. Do dziś mam tę chustę i tulę ją do swojego serca tak mocno, że odbiło się ono na moim sercu i na mojej twarzy. Nie mogłam wtedy zrobić nic więcej. Wydawało mi się, że to, co robię jest takie małe, takie błahe. Jezus widocznie widział to i ocenił inaczej, skoro tak wspaniale nagrodził mój gest miłości.
Dzisiaj moją chustą jest modlitwa. Gdy widzę zniekształconą twarz Jezusa w człowieku pijanym, leżącym gdzieś na ławce albo przy drodze, pragnę Mu pomóc tak, jak potrafię. Znów nie mogę nic więcej ponad wytarcie mu twarzy chustą mojej żarliwej modlitwy. Staram się nie przechodzić obojętnie wobec cierpienia innych, wobec cierpienia uzależnionych, ale gorąco modlę się za nich, aby mieli siły uchwycić się krzyża Jezusa, przytulić się do Niego i na nowo w swej twarzy odbijać twarz dziecka Bożego.
Członkowie Kościoła, którego bramy piekielne nie przemogą, módlcie się za mnie, współczesną Weronikę, pragnącą obliczem Jezusa otulić zniekształcone twarze ludzi uzależnionych.

Stacja VII. Drugi upadek Pana Jezusa pod krzyżem

Przy tej stacji poznajmy świadectwo, które napisała młoda dziewczyna, córka obydwojga alkoholików.
„Jestem Iwona. Głęboko doświadczyłam, co znaczy wzrastać w rodzinie patologicznej, gdzie obydwoje rodzice są uzależnieni. Rany zadane w dzieciństwie wciąż przygniatają swoim ciężarem. Nie da się do końca od nich uwolnić. Alkoholizm rodziców pozbawił mnie bardzo wcześnie radosnego, szczęśliwego dzieciństwa. Zanim przyszłam na świat, moi rodzice już pili, więc w domu nigdy nie było dostatku. Nieraz brakowało nawet na chleb, ponieważ pieniądze były wydawane na alkohol i papierosy. Byłam najstarsza z trójki rodzeństwa, dlatego czułam się odpowiedzialna za moich braci. Nieraz, by dać im coś do jedzenia, chodziłam do sąsiadów prosić o pomoc.
Odkąd siebie pamiętam, zawsze czułam się gorsza od innych, bo rodzice nie dbali o nasz wygląd, naukę. Często w szkole byłam upokarzana przez inne dzieci. Patrząc na moje dzieciństwo, widzę jak wiele było w nim smutku, niepewności, braku bezpieczeństwa, wiele bólu i zranień zadanych przez rodziców pod wpływem alkoholu. Kiedy miałam 12 lat zmarł mój ojciec, a mama zaczęła pić bez umiaru. Sąsiedzi, litując się nad nami zadbali, by zabrano nas do domu dziecka. Nie chcieliśmy, uciekaliśmy przed paniami z opieki społecznej, aż w końca wzięto nas ze szkoły do domu dziecka.
Tęskniłam za domem, za mamą. Myślałam, że wyrządzono nam krzywdę. Dopiero po maturze zrozumiałam, że to było jedyne możliwe rozwiązanie, że wyrwanie z domu rodzinnego stało się dla mnie życiową szansą. W ciągu pięciu lat otrzymałam dosyć dobre wykształcenie i wychowanie. By zdobyć zawód kucharza, przeniosłam się bliżej domu, więc często spotykałam się z mamą. Nie potrafiłam jej jednak do końca wybaczyć i na nowo pokochać.
Byłam tak naprawdę sama na tym świecie, nie mogłam na nikim polegać, gdyż zawiedli mnie najbliżsi. Budowałam swoje życie licząc tylko na siebie, choć bardzo bałam się, że sobie nie poradzę. Nie wierzyłam w Boga, nie chodziłam do kościoła. Kiedy jednak poznałam braci i siostry zakonne z naszej parafii, dostrzegłam, że oni mają w sobie radość i miłość, której ja tak bardzo pragnęłam. Dzięki świadectwu ich życia odkryłam, że źródłem tego szczęścia jest Bóg.
Rozpoczęłam drogę poznawania Jezusa i oddawania Mu swoich zranień i swojego życia. Doświadczałam, jak On powoli dotyka wszystkiego, bierze na siebie i uwalnia mnie od gniotącego ciężaru przeszłości.
Członkowie Kościoła, którego bramy piekielne nie przemogą, módlcie się za mnie i za wszystkie dzieci, które niewinnie cierpią od swoich najbliższych, od tych, którzy powinni dać nam miłość, bezpieczeństwo, ciepło, dom. Módlcie się, aby wszystkie te dzieci miały dość siły i dość pomocy do tego, by przerwać łańcuch zła, którego źródłem jest alkohol”.

Stacja VIII. Pan Jezus pociesza płaczące niewiasty

Jestem z grupy płaczących niewiast. Płakałyśmy nad Jezusem, płakałyśmy też nad naszymi dziećmi i nadal nad nimi płaczemy. Już upłynęło ponad 2000 lat od tamtego spotkania na Drodze Krzyżowej, a nas nie ubywa, lecz wciąż przybywa płaczących niewiast: matek, żon, sióstr, córek. Krzyż alkoholizmu naszych ojców, mężów, braci, synów sprawia, że łzy są naszym nieodłącznym towarzyszem. Nieodłącznym towarzyszem jest nam też przestroga Jezusa, czy dajemy z siebie wszystko, aby zabezpieczyć naszych najbliższych przed piciem, przed uzależnieniem? Czy stać nas na decyzję, aby urządzać spotkania rodzinne bez alkoholu, czy stać nas na wspólną modlitwę, aby wypraszać najbliższym siłę do pięknego życia, czy jesteśmy przykładem trzeźwego myślenia i życia?
Członkowie Kościoła, którego bramy piekielne nie przemogą, módlcie się za mnie, współczesną płaczącą niewiastę.

Stacja IX. Trzeci upadek Pana Jezusa

Jestem Mateusz Talbot, uznany dzisiaj za Sługę Bożego i za patrona mężczyzn i kobiet walczących z nałogiem alkoholizmu.
Pochodzę z Irlandii i całe moje doczesne życie spędziłem w rodzinnym Dublinie. Miałem ojca alkoholika i braci alkoholików. Ostoją rodziny była jedynie matka. Sam uzależniłem się od alkoholu mając zaledwie 12, może 13 lat. Przez 16 lat trwałem w nałogu, staczając się coraz bardziej. Przepijałem wszystko, co zarobiłem. Poza piciem nic się nie liczyło. Choć byłem wychowany przez matkę w wierze i przystąpiłem do sakramentów, to zerwałem relację z Bogiem, bo moim bożkiem stał się alkohol. Matka nieustannie modliła się za mnie i za całą rodzinę, prosząc o łaskę powstania z nałogu.
Kiedy przez kilka tygodni byłem bez pracy i nie miałem za co kupić alkoholu, liczyłem na kolegów, których wcześniej często częstowałem odurzającym trunkiem. Kumple od kieliszka odwrócili się jednak ode mnie i nikt nie poczęstował mnie upragnionym napojem, a niektórzy nawet mnie wyśmiali. To był dla mnie cios, który wykorzystał Bóg, aby dotrzeć do mnie ze swoją łaską. Podjąłem mozolną walkę z nałogiem. Pomimo wielkich cierpień, napastliwych ataków szatana z pokusą picia, wytrwałem trzymając się mocno modlitwy, sakramentów, nawiedzin Jezusa Eucharystycznego w kościołach mojego miasta. Podjąłem wiele wysiłków, aby wygrać tę bitwę. Ciężka praca, modlitwa, umartwienie, pokuta, zaangażowanie w różnych grupach modlitewnych, lektura duchowa, miłosierdzie wobec innych, stawały się moją bronią w walce z nałogiem. Bóg wspierał mnie swoją łaską i wytrwałem w abstynencji i trzeźwości do końca moich dni. Zmarłem w drodze do kościoła, który był moją ostoją, moim azylem i moją siłą.
Dzisiaj jestem członkiem Kościoła chwalebnego w niebie i wstawiam się u Boga za wszystkimi, którzy potrzebują Jego łaski w walce z nałogiem. Będę zawsze wspierał was swoimi modlitwami, ale was też proszę, abyście zrobili wszystko, co w waszej mocy, by samemu wyrwać się ze szpon nałogu i innym pomagać w tej walce. Niech modlitwa Kościoła, którego bramy piekielne nie przemogą, stanie się siłą dla każdego.

Stacja X. Pan Jezus z szat obnażony

Jestem jednym z tłumu, który stał i patrzył, jak żołnierze zdzierają szatę z Jezusa. Nie wiem, co mógł czuć Jezus, nie zastanawiałem się nad tym. Nawet nie wiem, co ja czułem. Taka zwykła bezmyślność i obojętność. Gorszycie się? Ależ ja wciąż żyję i, o zgrozo, jest nas coraz więcej. Ludzi bezmyślnych, obojętnych na ludzkie cierpienia. Macie jednak rację, że coraz więcej jest też tych, którzy na różny sposób starają się zapobiegać ludzkim tragediom i podejmują wszelkie wysiłki na rzecz trzeźwości. Potrzeba ich coraz więcej, aby przebudzić także nas i pokazać, że wobec Chrystusa, wobec cierpienia nie można być obojętnym i zawsze jest się albo za Chrystusem albo przeciw Niemu.
Członkowie Kościoła, którego bramy piekielne nie przemogą, módlcie się za mnie, współczesnego obserwatora ludzkich cierpień.

Stacja XI. Ukrzyżowanie Pana Jezusa

Jestem żołnierzem. To ja wbijałem gwoździe w ręce i nogi Jezusa. Chciałem zrobić to jak najlepiej. Taka była moja praca i służba. Nie zastanawiałem się nad tym, czy sprawiam cierpienie Jezusowi. Dzisiaj wiele osób, podobnie jak ja, wykonuje swoją pracę, nie zastanawiając się, jak przez to przyczyniają się do cierpień i tragedii innych. Ile osób jest zatrudnionych przy produkcji alkoholu, ile sprzedaje go, często w niedzielę i po godzinach, ile pracuje, aby stworzyć przyciągającą reklamę. Gdzie leży granica między obowiązkiem, koniecznością pracy a sumieniem i odpowiedzialnością za siebie i innych?
Członkowie Kościoła, którego bramy piekielne nie przemogą, módlcie się za mnie, współczesnego wykonawcę prac, które mogą zagrażać życiu i szczęściu innych.

Stacja XII. Śmierć Pana Jezusa na krzyżu

Nazywają mnie dobrym łotrem. Nie, nie byłem dobrym. To On był, On jest dobry. Ja byłem tylko największym szczęściarzem świata. Dopiero wtedy, na Golgocie, zrozumiałem, że Bóg naprawdę nie rezygnuje z nikogo i walczy o nas do końca. Aby uratować mnie, przyjął tę samą śmierć, aby w ostatnim momencie być blisko mnie. Dzisiaj nie przestaję powtarzać, że nigdy nie jest za późno. Żyję w tych, którzy modlą się, poszczą, wzywają do nawrócenia i z całym przekonaniem, bez zmęczenia powtarzam: „choć przegrałeś życie, nie przegrałeś wieczności”. Jednak nie czekaj na tę ostatnią chwilę, bo możesz nie zdążyć, jak mój towarzysz obok. Tak samo miał blisko Jezusa jak ja, a jednak... Odwagi, tylko spójrz na Jezusa z wiarą, a dziś będziesz z Nim w raju.
Członkowie Kościoła, którego bramy piekielne nie przemogą, módlcie się za mnie, współczesnego zagubionego i odnalezionego łotra.

Stacja XIII. Zdjęcie z krzyża Pana Jezusa

Poznajecie mnie? To ja, Maria Magdalena. Gdy zdjęto mojego Pana z krzyża, przylgnęłam do Jego stóp i nie przestawałam obmywać ich swoimi łzami i włosami wycierać. Kiedyś za taki gest odpuścił mi wszystkie grzechy, pomógł mi rozpocząć nowe życie. Byłam jak martwa, pogardzana przez wszystkich, a On sprawił, że nikt mnie nie potępił i przede wszystkim On mnie nie potępił.
Dzisiaj bliscy mi są wszyscy, którzy czują się nikim, którzy przez grzechy, uzależnienia, stracili poczucie własnej godności i nie mają sił podejść do Jezusa. Chciałabym przyciągnąć ich wszystkich do Niego, tak jak mnie przyciągnięto, bo wiem, jak bardzo Jemu na każdym zależy.
Członkowie Kościoła, którego bramy piekielne nie przemogą, módlcie się za mnie, współczesną Marię Magdalenę z sercem pragnącym wszystkich przyprowadzić do Jezusa.

Stacja XIV. Pan Jezus złożony do grobu

Jestem Józef z Arymatei. To ja dałem nowy grób, aby złożono w nim ciało Jezusa. Nie uważałem tego za jakieś poświęcenie, za wielki gest. Autentyczne pójście za Jezusem stawia nas wiele razy w sytuacjach, które domagają się od nas dania czegoś z siebie, czegoś ze swego mienia. I to powinno być czymś naturalnym. Cieszę się, że dzisiaj jestem obecny w wielu ludziach, którzy chętnie dzielą się swoimi dobrami, aby przyjść z pomocą innym. Rodziny dotknięte alkoholizmem bardzo często takiej pomocy potrzebują i dobrze, że są tacy, którzy niosą im pomoc duchową, psychologiczną, terapeutyczną i materialną. Bądźmy gotowi dawać coś ze swego, by pomagać innym.
Członkowie Kościoła, którego bramy piekielne nie przemogą, módlcie się za mnie, współczesnego dawcę dobra innym.

Zakończenie

Na zakończenie przywołajmy słowa samego Chrystusa, który podyktował je św. Faustynie, sekretarce Bożego Miłosierdzia. Niech będą one dla nas pociechą i zapewnieniem, że idąc ku trzeźwości z Kościołem, którego Głową jest sam Chrystus, możemy być pewni zwycięstwa, bo On zwyciężył piekło, zło, szatana.
„O, gdyby znali grzesznicy miłosierdzie Moje, nie ginęłaby ich tak wielka liczba. Mów duszom grzesznym, aby się nie bały zbliżyć do Mnie, mów o Moim wielkim miłosierdziu. Utrata każdej duszy pogrąża Mnie w śmiertelnym smutku. Zawsze Mnie pocieszasz, kiedy się modlisz za grzeszników. Najmilsza Mi modlitwa – to modlitwa za nawrócenie dusz grzesznych; wiedz, córko Moja, że ta modlitwa zawsze jest wysłuchana”.
Członkowie Kościoła, którego bramy piekielne nie przemogą, módlmy się nieustannie za ludzi zniewolonych nałogami, aby otworzyli się na przemieniającą łaskę Chrystusa i podjęli walkę z nałogiem.

Opracowała s. Ewa Stolarek, służka NMPN